"Istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej..."


Ryszard Kapuściński

Ladakh

Termin: 19.09 - 07.10.2018

19.09 Leh

Do Leh przylatujemy około 8 rano. Już z samolotu roztaczają się piękne widoki na Himalaje. Na lotnisku należy wypełnić kartę i wysłuchać komunikatu na temat prewencji przed chorobą wysokościową w postaci odpoczynku oraz przyjmowaniu znacznej ilości płynów.
Z lotniska zostajemy odebrani przez kierowcę z naszej agencji turystycznej, z którą idziemy na trekking.

Nocleg zarezerwowaliśmy w Hotelu Mountain View Guesthouse. Za nocleg ze śniadaniem płacimy 800 rupii (2 os.). Pokoje są bardzo proste, ale jest czysto, jest gorąca woda, dobre wi-fi i bardzo pomocny personel. Stąd mamy tylko kawałek drogi do Main Bazar .Nawet w hotelu nie pozwolono nam wyjść na spacer tylko odpoczywać.
Po zameldowaniu chcemy od razu wyruszyć na spacer jednak personel hotelu stanowczo doradza odpoczynek w celu lepszej aklimatyzacji. Zasypiamy na chwilę, a resztę popołudnia spędzamy na zwiedzaniu Main Bazar i okolicy. Obiad jemy w restauracji Yum Yum (pyszne jedzenie indyjskie i tybetańskie), która staje sie jedną z naszych ulubionych podczas całego pobytu.

20.09 Leh

Po późnym śniadaniu (odespaliśmy nockę) idziemy do Tsemo Gompa skąd roztacza się przepiękny widok na całą okolicę. Jest ciepło i pięknie a Gompa majestatycznie wznosi się na tle błękitnego nieba.

Wysokość daje nam się we znaki, gdyż wspinając się pod górę musimy zrobić kilka przystanków po drodze. Widoki są absolutnie piękne. Po dłuższym postoju i nacieszeniu się krajobrazem schodzimy piaszczystą drogą do Pałacu (wstęp 300 rupii/os.), skąd roztacza się podobny widok na okolicę.
W środku można zobaczyć wystawy fotograficzne, a w małej świątyni malowidła na ścianach.
Niestety ogólnie nie ma nic ciekawego do zwiedzania. Ale z zewnątrz Pałac będący w czasach rozkwitu największym budynkiem świata (podobno) robi duże wrażenie.
Jest również miniaturą Pałacu w Lhasa więc daje nam wyobrażenie Tybetu.
Stąd wracamy już do miasta gdzie odbywa się święto muzułmańskie Aszura. Spora grupa osób idąca w procesji przy akompaniamencie bębnów uderza sie w piersi, biczuje i zadaje rany do nieprzytomności wspominając smierć Husajna ibn Alego i jednocząc sie z Mahometem. Przez całą ulicę płynie krew. Co jakiś czas obmywa się ich rany, aby dalej kontynuowali zadawanie sobie ran. Niektórzy wpadają w trans.

Popołudniu do AIRTELA, gdzie wczoraj kupiliśmy kolejną kartę SIM. Okazało się, że ta zakupiona w Delhi na lotnisku za 800 rupii nie działa w Leh. W Leh trzeba kupić kolejną, dołączyć ksero paszportu, wizy i 4 zdjęcia (zrobione u miejscowego fotografa) i złożyć chyba 20 podpisów. Cała procedura zabiera nam prawie 2 godziny.
Karta aktywowana jest dopiero następnego dnia. Na obiad znów idziemy do Yum Yum, robimy zakupy i wracamy do hotelu.
Musimy znaleźć sobie nowy hotel, gdyż Mountai View zostaje zamknięty ze względu na koniec sezonu, a właściciel wyjeżdża do Delhi. Decydujemy się na polecony przez naszego właściciela hotel Magsom Guesthous za 900 rupii za pokój, który jest naprzeciwko.
Nie zdążyliśmy dzisiaj dojść już do Shanti Stupa. Wieczór spędzamy na markecie tybetańskim a w pobliskiej restauracji Tibetan Kitchen kończymy dzień pysznymi pierożkami momo. Późnym wieczorem wracamy do hotelu.

Czytaliśmy, że sklepy sportowe w Leh są dobrze zaopatrzone. Niestety nie możemy kupić nawet porządnych rękawiczek. Dobrze, że wiekszośc potrzebnych rzeczy na trekking zabraliśmy z domu. Pamiętamy, że w Nepalu sklepy były lepiej zaopatrzone, a rzeczy sportowe były naprawdę dobrej jakości, a ich wybór był spory.

21.09 Leh - Phyang-Basgo -Alchi - Lamayuru

Dzisiaj wyruszamy na 2 –dniową wycieczkę do Lamayuru zwiedzając pierwszego dnia klasztory Phyong, Basgo, i Alchi. Najpiękniejszy z nich jest ten w Basgo malowniczo położony na skałach, woisany na listę UNESCO. Z kolei wnętrza klasztoru w Alchi z11 wieku pokryte malowidłami przedstawiającymi szkołę tybetańską zachwycają.

Po drodze mijamy przepiękne krajobrazy, a tuż przed Lamayuru rozciąga się krajobraz zwany „moonland” przypominający formacjami księżycowy. Jest pięknie, ciepło i pusto. Praktycznie nie spotykamy turystów. do Lamayuru docieramy tuz przez zachodem złońca i zatrzymujemy się w Moonland Hotel, który bardzo polecamy, jest czysto a jedzenie obłędnie pyszne.

22.09 Lamayuru - Rizong - Likir - Spituk -Leh

Wcześnie rano wstajemy na puje, która odbywa się w klasztorze o 7 rano. Kilkunastu małych mnichów odśpiewuje mantry i modli się, co jakiś czas włączają w to bębny i inne instrumenty muzyczne. Jest tak spokojnie i autentycznie, że nawet nie wiemy kiedy minęła godzina. Po tym czasie mali mnisi udają sie na posiłek a my biegniemy na śniadanie, gdyż już jesteśmy spóźnieni. Nasz posilek składa się z jajecznicy, placków roti, naleśników i owsianki. Posileni bierzemy bagaże i wracamy z powrotem do klasztoru, tym razem aby go zwiedzić. Jest piękny, a najładniejszy widok rozciąga się ze wzgórza nad klasztorem. Widać góry i kręta drogę oraz słynny krajobraz moonland.

Powoli kierujemy się w stronę Leh zwiedzając jeszcze po drodze klasztory Likir, Rizong i Spituk. Pogoda niestety pogarsza się, a ostatni klasztor zwiedzamy w ulewie. Klasztory są piękne, a każdy z nich ma swój własny urok.
Po powrocie do Leh idziemy do Tibetan Kitchen na pyszne pierożki momo i wracamy do hotelu spakować rzeczy przed jutrzejszym trekkingiem. Cały wieczór dość mocno leje, mamy nadzieję, że pogoda się polepszy.

23.09 Markha valley trekking dzień 1

Po wczesnym śniadaniu jedziemy z Leh do Zirgchan i stąd zaczynamy nasz trekking .
Ten dzień jest stosunkowo łatwy, przeszkadza jedynie ciągle padający deszcz. W połowie drogi zaczyna padać śnieg. Póznym popołudniem docieramy do Yurutse na wysokości 4148 m.n.p.m. do jedynego homestayu. Śnieg pada tak intensywnie, że mieszkańcy mówią, że dawno nie widzieli tutaj tyle śniegu. Jest przeraźliwie zimno. Siedzimy w jadalni w kurtkach i pod warstwami kocy żeby nie zmarznąć. Pijemy tybetańską herbatę z masłem i solą. Zapowiada się długa noc.

24.09 Yurutse 4148 m – Ganda – La 4961 m – Spituk 3336 m

Jemy śniadanie o 7 rano i o 8 wychodzimy z Yurutse.Przez całą noc spadło pół metra śniegu. Wspinamy się na Ganda-La ponad 5 godzin w półmetrowym śniegu. Trasa jest dość stroma, a wysokość utrudnia oddychanie. Po 5 godzinach wspinaczki przedeptując szlak stajemy na Ganda La 4961.

W dół mamy schodzić 3 godziny. Niestety złe warunki pogodowe sprawiają, że schodzimy ponad 7 godzin. Po drodze dopadają nas jeszcze problemy żołądkowe. W niższych partiach musimy często przekraczać rzekę szukając kamieni i robiąc sobie przejście. Ostatnie 2 godziny przechodzimy już przez rzekę po ciemku z czołówkami. Do Skyu dochodzimy po 20 tej. Po 12 godzinach marszu jesteśmy wyczerpani. Jemy zupę i kładziemy się spać.

25.09 Skiu (3336) - (Markha 3760)

Wstajemy wczesnie i o 7 rano jemy śniadanie, przed 8 jesteśmy już w drodze. Dzisiaj mamy długą drogę (ok. 20 km), ale o wiele łagodniejszą niż poprzedniego dnia. Rano zauważyliśmy liczne dość mocne poparzenia na twarzach. Pomimo tego, że słońce nie świeciło tak mocno, śnieg odbijał promienie słoneczne przebijające się przez chmury. Mamy tak spalone twarze, że leje się nam ropa. Trasa na szczęście nie jest trudna.

Po drodze zatrzymujemy się zjeść zapakowany rano przez naszych gospodarzy lunch (ziemniak, naleśnik, ser, sok) w małej wiosce. Starsza pani zbiera nam świeżą miętę z ogródka i zaparza nam herbatę miętową. Ok. 17 tej dochodzimy do wioski Markha, a kawałek przed nią zatrzymujemy się w jednym z domów na nocleg.

Łazienka to zbite z kilku desek, osłonięte folią malutkie pomieszczenie. Dostajemy wiadro gorącej wody i tak wygląda dzisiejszy prysznic. Toalety są zawsze na zewnątrz. Na kolację dostajemy zupę i ryż z warzywami. Wraz z zachodem słońca robi sie coraz ziemniej, śpimy w śpiworach pod kocami i kołdrami czekając z utęsknieniem na poranek i pierwsze promienie słońca.

Podczas trekkingu nie ma możliwośći wykupienia sobie posiłków. Po drodze często jest tylko jedna wioska lub jeden dom, w którym mozemy zakipić sobie napoje (nigdy nie było wody mineralnej, trzeba wziąć odpowiedni zapas z Leh) lub herbatę.

26.09 Markha (3760) - Hankar (4030)

Wcześnie rano wychodzimy w stronę wioski Hankkar, gdzie dzisiaj zostajemy na nocleg. Droga nie jest trudna, a pogoda wymarzona, bezchmurne niebo i świeci słońce. Za wioską Markha wstępujemy do pięknego klasztoru, jest niestety zamknięty, ale roztaczające widoki zapierają dech w piersiach. Sama wisoka Markha jest malowniczo położona na tle Himalajów.

Po kolejnych paru godzinach dochodzimy do kolejnego pięknego klasztoru - Tacha monastery osadzonego na szczycie góry, skąd roztaczają się przepiękne widoki. Aby się do niego dostać musimy wspiąć się prawie pionową ścieżką do góry. Ale naprawdę warto.

Na obiad zatrzymujemy się w wiosce Umlung, aby zjeść znowu przygotowany rano przez naszych gospodarzy (naleśnik, ser, ziemniak i soczek) lunch. Robimy tu sobie dłuższą przerwę na posiłek i miętową herbatę.
Około 16 –tej docieramy do wioski Hankar, w której znajduje sie dosłownie kilka domów. Nocleg mamy w domu naszego przewodnika ok. 20 min spacerem od wioski. Tu również znajduje się tylko 5 kolejnych domów. Mieszkańcy młócą ręcznie zboże i odseparowywują nasiona od reszty pomagając sobie wzajemnie. Wykorzystują zboże na mąkę, którą jedzą wymieszaną z wodą.

Trekking poza sezonem ma swoje uroki, podczas drogi nie spotkaliśmy praktycznie nikogo. W pierwszych dwóch dniach tylko paru miejscowych, a w kolejnych może trzech turystów. Jest pusto i pięknie, całe Himalaje mamy dla siebie.
Liczyś się jednak trzeba ze zmienną pogodą (tak jak pierwszego i drugiego dnia gdy spadł śnieg). wieczory i poranki potrafią być naprawdę zimne.
Mieszkańcy, u których zostawaliśmy na noc byli bardzo gościnni, a przede wszystkim uśmiechnięci prowadząc tak skromne, proste życie bez żadnych wygód. Trekking i spanie u mieszkańców dał nam obraz ich codziennego, ciężkiego życia.

27.09 Hankar – Markha

Rano obudziło nas zimno, było poniżej zera, gdyż rzeki przy brzegach były zamarznięte. Tego dnia okazało się, że niestety przełęcz Kongmaru La jest niedostępna przez dużą ilości śniegu, który sypał przez ostatnie dni i spadające lawiny, musimy więc wrócić do wioski Markha. Planowaliśmy dalszą trasę i pokonanie wyższej przełęczy ale bezpieczeństwo jest najważniejsze. Nawet nasz przewodnik nie jest dobrej myśli. Idziemy do wioski oglądając po drodze stupy i powoli wracamy w kierunku wioski Markha.

Pogoda dopisuje więc po drodze podziwiamy zapierające dech w piersiach widoki.


Na lunch znowu zatrzymujemy się w wiosce Umlung a przed wioską Markha udaje nam się zobaczyć otwarty klasztor. Na nocleg zatrzymujemy się w tym samym miejscu. Jutro wracamy do Skiu.

28.09 Markha - Skiu

Dzisiaj wracamy 20 km do Skiu. Jest przyjemnie więc cieszymy się ostatnimi widokami górek.

W Skiu przewodnik dzwoni do naszej agencji (Ju-Leh Adventure, którą bardzo polecamy) czy możemy jeszcze tego samego dnia wrócić do Leh. Wysyłają po nas taksówkę, która ma być przy moście. Musimy iść jeszcze 2-3 godziny. Na szczęście mieszkańcy wioski jadą do Leh tego dnia i podwożą nas krętą i stromą drogą do mostu. Wracamy do hotelu. Marzymy o pierwszym prysznicu od 6 dni i ciepłej kolacji. Zatrzymujemy się jeszcze w aptece i kupujemy lekarstwa na nasze poparzone buzie.

29.09 Leh

Dzisiejszy dzień przeznaczamy na kurację przeziebienia po trekkingu i ratujemy poparzone buzie maściami. popołudnie spędzamy na spacerze uliczkami starej częsci miasta.

30.09 Leh - Thiksey - Himis - Stakna - Shey

Dzisiaj jedziemy na zaległą wycieczkę do klasztorów, którą mieliśmy mieć w drodze powrotnej z trekkingu. Jednak przez nasze przeziębienie i oparzenia twarzy agencja zgodziła się abyśmy sobie to wykorzystali w dowolnym dniu. Wstajemy więc o 5 rano i o 6 wyjeżdżamy na puję (rytuał modlitewny) do Thiksey. Puja rozpoczyna się przed 7 rano wygrywaną przez mnichów muzyką z dachu klasztoru wzywającą do modlitwy.

Klasztor w Thiksey jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych i imponującą gompą Ladakhu. Z dachu klasztoru rozciąga się niesamowity widok na całą dolinę z ośnieżonymi szczytami Himalajów w tle.

Klasztor jest piękny, założony został w XV wieku, a jedna ze świątyń mieści 15 metrową statuę Buddy.

Następnie jedziemy do Hemis monastery.
Klasztor ten jest największym klasztorem w Ladakh, założony w XVII w. , otoczony jest górami.
Główne wejście prowadzi prosto na dziedziniec, na którym odbywa się festiwal masek. Obok znajduje się wejście do muzeum. W gompie znajduje się 8-metrowa statua Padmasambhava, założyciela tybetańskiego buddyzmu.

Z klasztoru można iść jeszcze wyżej ok. 2 km do jaskini lub po lewej stronie do złotej statuy Buddy skąd roztaczają się piękne widoki.

Następnym odwiedzonym klasztorem jest Stakna monastery.Klasztor założony w XVI wieku zawiera piękne malowidła wewnątrz. Trafiamy na dzień porządków, więc mnisi podśpiewując sobie myją i czyszczą świątynię. Widoki stąd są przepiękne.

Na samym końcu udajemy się do Pałacu w Shey.
Pałac jest mniejszą wersją Pałacu w Leh. Świątynia mieści statuę Shahyemuni Budda z 1645 r.

1.10 Tso Moriri Lake

Rano wyjeżdżamy z naszym już stałym kierowcą nad Tso Moriri.
Po drodze zatrzymujemy się w Stok monastery, zarówno klasztor jak i pałac są zamknięte, ale ze świątyni ze Złotym Buddą i z Pałacu rozciągają się przepiękne widoki, które mamy tylko dla siebie.


Ze Stoku jedziemy prosto nad jezioro zatrzymując się co chwilę podziwiać piękne krajobrazy.

Przed samym Tso Moriri znajduje się piękne małe jezioro Kyagar, nad którym pasą się konie. Robimy tu sobie małą przerwę i około 16 docieramy nad Tso Moriri do malutkiej wioski Korzok.

Najpiękniejsze jezioro Ladakhu położone jest na wysokości 4595 m n.p.m i jest jednym z najwyżej położonych jezior świata. Wokół rozciągają się ośnieżone szczyty sześciotysięczników odbijające sie w szafirowych wodach jeziora. Tso Moriri jest również największym słonym zbiornikiem południowych Himalajów. Stanowi ostoję dla wielu ssaków i ptaków zagrożonych wyginięciem. Jest jednym z najpiękniejszych i najbardziej malowniczych miejsc Ladakhu.

Tuż po zachodzie słońca na wysokości prawie 4600 m.n.p.m. robi sie naprawdę zimno. W jedynej otwartej restauracji pod namiotem siadamy na gorącą zupę. Wieczorem właścicielka naszego homestayu, w którym zatrzymujemy się na dwie noce przygotowuje dla nas na kolację ryż, dhal, warzywa i placki ciapati. Kolację przeciagamy ogrzewając się przy piecyku, na którym jest przygotowywane jedzenie. W końcu wracamy do zimnego pokoju i kładziemy sie jakoś spać.

2.10 Tso Moriri

Wstajemy wcześnie rano na wschód słońca i zauważamy, że kałuże i mniejsze rzeczki są zamarznięte. Jest przerażliwie zimno i z utęsknieniem czekamy na pierwsze promienie słońca. W naszym homestayu nie ma w ogóle wody a prąd jest tylko od 18 do 22.
Po śniadaniu (placki z omletem), idziemy spacerem do wioski namadów, gdzie zastajemy ostatnie ich namioty. Część z nich już poszła dalej ze swoimi stadami zwierząt w poszukiwaniu ostatniej trawy przed nadejściem zimy. Za kilka dni wyruszą również Ci, którzy jeszcze zostali. Sezon na wypas głownie baranów dobiega końca na żyznych pastwiskach jeziora.

Z wioski nomadów idziemy przez góry około godzinki podziwiając widoki i docierając do najwyższych punktów, skąd roztacza się przepiękny widok na jezioro i Korzok.

Wracamy do wioski brzegiem jeziora, woda jest krystalicznie czysta w kolorach turkusów i błekitów, a u ich brzegów pasą się jaki, konie i barany.

Po obiedzie przygotowanym przez naszą właścicielkę
(ryż i makaron z warzywami i zupa) idziemy nad jezioro zobaczyć jak owce są zapędzane z powrotem w stronę wioski nomadów. Gdy zajdzie słońce robi się naprawdę zimno.

03.10 Tso Moriri – Leh

Jak już każdego dnia wstajemy wcześnie, jemy śniadanie i już po 7 rano wyjeżdżamy z Korzok. Zatrzymujemy się po drodze nad jeziorem Kyagar Lake. Otoczone górami mieni się barwami porannego słońca. Widoki są przepiękne a nad wodą trafiamy na pasące się tu konie.

Drogę powrotną do Leh zmieniamy nieco, aby móc zobaczyc niezwykłe jezioro Tso Kar.
Tso Kar oznacza białe jezioro. Jego nazwa pochodzi od grubej warstwy soli otaczającej zbiornik wodny, który obecnie stanowi siedlisko dla wielu gatunków ptaków. W przeszłości zbiornik ten stanowił zródło pozyskiwania soli dla mieszkańców Ladakhu i Tybetu. Miejsce to jest niesamowicie piękne i fotogeniczne, a przy odrobinie szczęścia spotkamy tutaj stado dzikich osiołków. Miejsce jest tak niesamowite, że spędziłam tu prawie dwie godziny i mogłabym kolejne, niestety trzeba jechać.

Wracając natknęliśmy sie na niezwykły widok. Setki jaków były przepędzane na nowe pastwiska w poszukiwaniu ostatniej zielonej trawy przed nadejściem zimy.
Nieczęsto można zobaczyć tutaj coś takiego. Ogladaliśmy to przechodzące obok nas stado jaków w tumanach kurzu unoszących się od setek ich kopyt.
Cały spektakl trwał dosłownie chwilę zanim jaki zniknęły za horyzontem zostawiając po sobie opadające tumany kurzu. Coś niesamowitego.

Długa droga sprawia, że dopiero przed zmrokiem docieramy do Leh i załatwiamy w osoatniej chwili pozwolenie na jutrzejszy wyjazd nad Jezioro Pangong. Wieczór kończymy na pysznej kolacji w Tibetan Kitchen.

4.10 Leh - Pangong Lake

Znowu wcześnie wstajemy i już o 6 rano wyjeżdżamy nad jezioro Pangong Lake. Przejazd przez przełęcz Chang La 5360 m, która jest trzecią najwyższą przełęczą na świecie okazuje się nie lada wywzwaniem. W nocy i nad ranem spadł śnieg, a temperatury poniżej zera sprawiły, że wszystko zamarzło. Auta, nawet wojskowe ciężarówki ślizgały się i nie mogły wyjechać. Nasze auto również kilka razy ślizga się i zatrzymuje na krawędzi drogi, gdzie dalej jest już przepaść. W końcu kierowca decyduje się założyć łańcuchy na koła, podobnie jak kilkanaście ciężarówek wojska, które zablokowały drogę. Przejazd przez przełęcz w tych trudnych warunkach zabiera nam ponad 3 godziny.


W końcu docieramy do wioski Tangste i tu zatrzymujemy się na późne śniadanie.
Postanawiamy nie zwiedzać tego dnia klasztoru, tylko jechać już prosto nad jezioro Pangong lake będącym jednym z największych jezior w Azji.To ogromne jezioro położone jest na wysokości 4250 m. Jedna czwarta długości 134-kilometrowego jeziora znajduje się w Ladakh, pozostałe trzy czwarte znajdują się w Tybecie. W najszerszym miejscu jezioro ma 7 km średnicy. Jezioro mieni się odcieniami niebieskich i turkusowych barw,a jego krajobraz zmienia się z każdym pokonanym kilometrem. Jest miejscem lęgowym dla ptaków wędrownych oraz ostoją dla licznych zwierząt takich jak lisów i świstaków.
Po drodze widzimy wilka spacerującego nieopodal drogi i świstaki, a widoki zapieraja dech w piersiach.
Dojeżdżamy nad jezioro, nad którym cała masa turystów z Indii spaceruje wzdłuż jeziora.
Zatrzymujemy się na chwilkę i jedziemy dalej do miejscowości Man. Tutaj prosimy kierowcę żeby nas wysadził i idziemy ok. 10 km do kolejnej wioski Marak. Podobno niewiele osób tu dociera nawet w sezonie. Po drodze nie spotykamy nikogo. Wioska jest piękna i prawdziwa a widoki z Man do Marak zachwycają. Czasami zastanawiamy sie czy nadal jestesmy w Indiach.Za wioską znajduje się już granica z Chinami.

Kierowca decyduje abyśmy wrócili i zostali na noc w Spanghik skąd będziemy mieli bliżej już w stronę Nubra Valley następnego dnia. W Spanghik spotykamy tylko paru turystów, widać jednak miejsca, na których w lecie stoi mnóstwo namiotów. Jeśli będziecie kiedyś wybierać się nad jezioro w sezonie polecamy pojechać kawałek dalej (ok 1 h drogi od Spanghik), gdzie będzie pięknie i spokojnie. Słońce popołudniu szybko chowa się za góry i znowu robi się zimno i wietrznie. Za to zachód słońca jest bajkowy.

5.10 Pangong Lake – Nubra Valley

Po wczesnym śniadaniu, na które jak zwykle od 3 tygodni składają się tosty z omletem wyjeżdżamy w stronę Nubra Valley.

Dolina Nubra znajduje się tuż przy chińskiej granicy i stanowi część starego Jedwabnego Szlaku prowadzącego do Azji Środkowej.
Znajdziemy tu przepiękne klasztory, starożytne gompy, gorące źródła siarkowe oraz wielbłądy zamieszkujące wysoko położoną, zimną pustynię Hunder otoczoną górami.

Po drodze zatrzymujemy się jeszcze nad jeziorem i spacerujemy w przeszywająco lodowatym wietrze. Zatrzymujemy się zobaczyc świstaki, których w jednym miejscy jest szczegolnie dużo i chyba przyzwyczaily się do odgłosów przejeżdżających aut.

W wiosce Tangtse zwiedzamy klasztor zbudowany na skale.

Z okien auta roztaczają się naprawdę piękne widoki. Ok. 13 tej docieramy miejscowości Diskit gdzie znajduje się przepiękny XIV wieczny klasztor. Po drugiej stronie wznosi się statua Buddy, poświęcona przez Dalai Lamę w 2010 r.

Poniżej posągu Buddy znajduje się klasztor, w którym podglądamy jak mnisi ćwiczą przed festiwalem. Z Diskit jedziemy na zimną pustynię Hunder, która jest naprawdę piękna, a u jej podnóży górują Himalaje.

Do wodopoju podchodzą wielbłądy i swobodnie sobie spacerują. Są też wielbłądy, które służą do przewożenia turystów na swoim grzbiecie. Śpimy chyba pierwszy raz w czystym hotelu, otoczonym ogrodem z kwiatami, a na kolację mamy szwedzki stół.

6.10 nubra Valley - Leh

Rano ruszamy w stronę klasztoru Samstanling in Sumur.
Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na pustyni i widzimy wielbłądy spacerujące za wydmami. Mamy je tylko dla siebie.

Zwiedzamy klasztor w Sumur. Wybudowany w połowie 19 wieku jest domem dla ponad 50 mnichów a jego wnętrza pokrywają liczne malowidła i murale.
Po kilku godzinach docieramy do przełęczy Khardung La. Przełęcz położona na wysokości 5602 m jest najwyższą na świecie drogą motorową. Łączy Leh z Nubra Valley. Jest również terenem wojskowym, gdyż znajduje się też przy granicy z Pakistanem. Warunki pogodowe znowu nie należą do najłatwiejszych i tak jak poprzednim razem kierowca znowu zmuszony jest do założenia lańcuchów na koła. kolejny raz droga tylko przez samą przełęcz zajmuje nam parę godzin. Do Leh docieramy przed samym zmrokiem.

7.10 Leh

Ostatni nasz dzień w Leh spędzamy głównie na spacerze po mieście. W końcu udaje nam sie dotrzeć do Shanti Stupa wznoszącej się nad miastem.
Następnego dnia opuszczamy Himalaje. Chyba robimy to w ostatniej chwili, gdyż w nocy spadł śnieg.
Wysiadamy w Delhi gdzie doświadczamy ponad 30-stopniowego upału.


Wideo Galeria

Galeria

Leh

Lamayuru i klasztory Phyang, Basgo, Alchi, Rizong, Likir, Spituk

Trekking Markha Valley

Thiksey, Hemis, Stakna, Shey

Stok

Kyagar Lake

Tso Moriri Lake

Tso Kar Lake

Pangong Lake

Dolina Vubra

Opublikowano 10.12.2018 o 19:10 przez Kasia

Szybkie Linki

Odwiedź nasze studio

Podróżuj z nami...

Korzystając z tej strony wyrażasz zgodę na korzystanie przez nas z plików cookies w zgodzie z Cookie Policy. UKRYJ WIADOMOŚĆ

Copyright ©2024 Globtroterzy

Designed by Aeronstudio™